Paradoks wiary (Dz 1-26)

Czasem wydaje się, że paradoksy istnieją tylko w teorii. Bo przecież czyż mogą istnieć jednocześnie skrajne rzeczywistości? Czyż mowa o paradoksach to tylko zabieg retoryczny w którym abstrakcyjnie uwypukla się przeciwstawne kwestie?

Jednak wczorajsze i dzisiejsze pierwsze czytanie opowiadają nam historię w którym paradoks wysuwa się na pierwszy plan, bowiem w kiedy Piotr spotyka chromego, który prosi go o jałmużnę, ten nie mając nic, daje mu wszystko. Apostoł nie ma pieniędzy, ale za to w imię Jezusa uzdrawia kalekę od urodzenia, a następnie wszystkim zgromadzonym głosi Dobrą Nowinę o Jezusie-Zmartwychwstałym w którym jest zbawienie i przez którego jesteśmy usynowieni stając się rzeczywiście „dziećmi Boga”.

Sytuacja ta pokazuje, że wiara przekracza uprzedzenia. Niekiedy człowiekowi wydaje się, że musi posiadać choć odrobinę, aby mieć minimalną gwarancję swojego bytu i racji istnienia. Jednakże często owa drobinka własności sprawia, że człowiek traci szeroką perspektywę życia. Skupia się tylko na tym, czego jest pewien i czego trzyma się kurczowo. Piotr doświadczając głębi relacji z Chrystusem wie, że to Bóg jest fundamentem jego działania, dlatego nie boi się swoich ograniczeń, i z całym impetem szafuje mocą Boga, któremu zaufał bezgranicznie. W zachowaniu Piotra widać, że doświadczając braków i niepewności codziennej drogi zrozumiał, iż musi być otwarty na prowadzenie Opatrzności Bożej.

W wierze nie ma żadnych przeciwstawieństw. Treść chrześcijańskiej wiary jest spójna, bowiem przekazuje, że Bóg jest konsekwentny i zawsze pragnie zbawić człowieka. W Jezusie Chrystusie widzimy dokonaną historię zbawienia. Jednakże w codziennym zastosowaniu wiary można dopatrzyć się optymistycznego paradoksu. Bowiem mówiąc innym o wierze, często, udaje się otworzyć to, co wydawało się zamknięte, przełamać to, co wydawało się betonem, uwrażliwić na głos Boga tych, którzy wydawali się nieczuli… Oto paradoks wiary…

Czy warto kotłować się niepotrzebnie? (Łk 24,13-35)

Po pojmaniu Jezusa, Jego męce i śmierci na krzyżu sytuacja Jego uczniów nie była prosta. Można przypuszczać, że te doświadczenia przeżywali bardzo mocno, we wszystkim wymiarach ich bycia. Brutalna utrata bliskiej im Osoby. Być może zawód spowodowany niespełnieniem oczekiwań wobec Mesjasza, ale także zwyczajny strach, że ktoś również i ich może skrzywdzić. Przecież nawet Piotr, który „grał” odważnego – ostatecznie uciekł. Wszystko to mogło sprawiać, iż uczniowie mieli prawo być skołowani w myślach, emocjach, psychice, duchu, ciele…

Dlatego wydarzenie, które rozegrało się w drodze do Emaus może zastanawiać. Nie było nic dziwnego w tym, iż dyskutowali nad tym wszystkim co się stało. Przecież nie było im to obce, bowiem męka i krzyż Jezusa mocno zachwiały całe ich życie. Jednakże dlaczego uczniowie nie zauważyli, że przyłączył się do rozmowy jakiś wędrowiec? Dlaczego tak otwarcie z nim rozmawiali? Czyżby zatracili instynkt samozachowawczy? Przecież mógł to być ktoś specjalnie podstawiony. A może… cała ta sytuacja, po prostu, ich przerastała. Może byli tak skrajnie wycieńczeni psychicznie, iż było im już wszystko jedno co się z nimi stanie…

Rzeczywiście życie potrafi nas często skotłować. Kiedy piętrzą się różne sprawy, te prozaiczne, te egzystencjalne i te duchowe, łatwo zagubić jasność umysłu i trzeźwość sytuacji. Choć ciekawszym się wydaje druga część dzisiejszej perykopy ewangelicznej. Gdy uczniowie wchodzą w dialog z Jezusem, i kiedy On wyjaśnia im Pisma, tzn. kiedy tłumaczy przygotowaną przez Boga historię zbawienia, stopniowo cała ich burza wewnętrzna zaczyna się uciszać. Towarzystwo Jezusa, Jego słowa oraz „dzielenie chleba” sprawiają, iż nareszcie rozpoznają Go i zauważają Jego obecność w swoim życiu. W tym momencie następuje w nich głęboka przemiana, stają się odważni i stanowczy. Od razu decydują się wrócić do Jeruzalem, aby odpowiedzieć co się wydarzyło.

Czyż zatem… w „burzy życia” zamiast kotłować się niepotrzebnie, roztkliwiać się w zniechęceniu, nie lepiej jest szukać dialogu z Jezusem-Zmartwychwstałym? Przecież to Jego zbawcze Słowa nadają jasność drogi-celu oraz wyznaczają horyzont życia…

Piękna, piękniejsza, najpiękniejsza… wiara (Dz 2,36-41)

Piękna, piękniejsza, najpiękniejsza – to jedno określenie, ale w różnych stopniach. Już samo nazwanie czegoś albo kogoś pięknym jest niecodziennym. Drugi stopień tego przymiotnika podkreśla wyjątkowość piękna, a trzeci ukazuje ekstremalną granicę, tzn. że już po prostu bardziej nie można – sama kwintesencja piękna.

W mowie Piotra do Żydów, którą mamy dzisiaj w pierwszym czytaniu, odnaleźć można także formę stopniowania… i to w dodatku w trybie rozkazującym. Apostoł w swoich słowach ukazuje stopnie wiary.

Pierwszy stopień to… wiedzieć o Jezusie Chrystusie. Piotr przemawiając do „domu Izraela”, oprócz wypominania im, że zabili Mesjasza, nade wszystko uświadamia słuchaczy, iż Jezus Chrystus rzeczywiście zmartwychwstał. Dzięki opowiadanej historii ludzie nabierają świadomości, że Jezus jest Bogiem. Wiedza ta porusza ich sumienia.

W konsekwencji Piotr zaprasza ich do nawrócenia – do wyboru Jezusa Chrystusa jako Mesjasza i Pana, Decyzja ta prowadzi do całkowitego i osobistego zaangażowania oraz do zmiany pryncypiów życiowych.

Jednakże najwyższym stopniem jest przyjęcie chrztu i otrzymanie w darze Ducha Świętego. Zjednoczenie się z Bogiem to szczyt życia. Nie może już być nic więcej ani bardziej. Zanurzenie w Trójcę Świętą przez chrzest owocuje nieustannym trwaniem w pełni, byciem w Duchu Chrystusa, życiem w Duchu Świętym – wiara jako Nowe Życie.

Czasem wydaje się, że życie chrześcijańskie opiera się na znajomości katechizmu czy innych prawd. Niewątpliwie, jest to już coś. Nawet może… i coś z wiary. Jednakże czysta wiedza to tylko powierzchowny kontakt z przestrzenią piękna. Nie skupiajmy się na minimalizmie wiary! Nie zatrzymujmy się tylko na wysiłku nawrócenia się do Boga! Podążajmy do najpiękniejszej rzeczywistości, do jakiej mamy dostęp – do wiary zanurzającej nas w miłość Boga samego.

Alleluja i do przodu! (Mt 28,8-15)

W dzisiejszej Ewangelii pojawiają się dwie grupy przelęknionych osób. Każda z postaci ma swoje powody do strachu. Wobec doświadczanych trudności każda z nich wie, że sama sobie nie poradzi, dlatego szuka wsparcia, ale… jakże różni są „powiernicy” choć „problem” wydaje się być ten sam – zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa – a w konsekwencji różne są rozwiązania.

Zacznijmy od drugiej grupy. Są to żołnierze, którzy pilnowali grobu. Pewnie nie rozumieli tego, co się stało, ale nie chcieli zaakceptować, że Jezus rzeczywiście zmartwychwstał. Woleli dogadać się z arcykapłanami, aby zatuszować niewygodny temat. Dodatkowo dostali pieniądze, lecz od tej pory logika ich przyszłości to „zamiatanie spraw pod dywan” i ucieczka od siebie samych.

Natomiast pierwsza grupa to kobiety, które w porównaniu do żołnierzy miały większe prawo, aby się bać. Bowiem to żołnierze-mężczyźni, jakby z założenia, by dobrze wykonywać swoje zadania musieli być nieugięci. Jednakże w tej sytuacji jest zupełnie inaczej. Wprawdzie kobietą, które przyszły do grobu, towarzyszył lęk, ale również ukryta radość, bo jak wszystko wskazywało Pan wypełnił to, co zapowiedział. One w pełni zaakceptowały oczekiwane zmartwychwstanie. I kiedy między nimi pojawia się Rabbi, pierwsze co robią to tulą się do jego stóp. Obejmują Jezusa, bo już wcześniej będąc świadkami jego działalności, są przekonane, że on nie zawodzi. Wobec lęku teraźniejszości i pytań co dalej, wiedzą, iż Jego bliskość i zjednoczenie z Nim są jedyną szansą na życie. Dalej Jezus wysyła ich w drogę, aby wszystkim, a zwłaszcza tym przelęknionym głosiły, że On jest Panem życia.

W Zmartwychwstałym ukazane jest, że Bóg jest konsekwentny, zawsze jest Bogiem dającym życie, że nic ani nikt nie jest w stanie przeszkodzić, aby otrzymać od Niego dar Nowego Życia. Może zatem… wobec codziennych trudności, lęków i problemów nie warto uciekać od odpowiedzialności i „zamiatać sprawy pod dywan”, bo wtedy cała przyszłość będzie naznaczona takim sposobem postępowania. Może lepiej… wtedy kiedy paraliżuje strach, przytulić się do Jezusa… i iść wspólnie z Nim, z podniesioną głową, i „stawiać czoła” wszystkiemu co trudne. Iść do przodu, trwać w Jego logice życia, nie zniechęcać się.

Alleluja i do przodu!

Powitanie

Pokój i dobro!

Wprawdzie strona teoretycznie istnieje już od dwóch lat, ale dopiero teraz powoli biorę się za jej uporządkowanie.
Znaleźć tu będzie można moje refleksje teologiczne, zarówno te formalne, jak i te zupełnie swobodne.
Zapraszam do przeglądania.

z pozdrowieniami
Łukasz Samiec OFMConv