„Jesteś zwycięzcą” (Mdr 12,13.16-19; Rz 8,26-27; Mt 13,24-43)

Przez wieki filozofia, teologia, a później psychologia i inne nauki społeczne zastanawiały się czy chcieć to rzeczywiście móc. Dziś również ten temat jest podejmowany dość często, ale we współczesnych nam czasach nikt już się nie zastanawia skąd bierze się w człowieku sens życia, tylko jakby wciska się nas w coaching-owe hasło: „jesteś zwycięzcą”. Jednakże czy rzeczywiście wystarczy sobie powiedzieć do samego siebie i to sprawi, że wszystko się zmieni? Czy optymizm to tylko motywacyjne hasło gdzie liczy się tylko efektywne życia?

Dzisiejsze czytania, w pewnym sensie, są krytyką całej propagandy i doktryny sukcesu, na którego powierzchowność tak często jesteśmy skazani. Kiedy człowiek skupia się wyłącznie na swoich efektach to nie zauważa całej rzeczywistości i wszystkich innych korelatów. Egocentryzm zabija naszą ludzką tożsamość jako dzieci Bożych. W morfologii grzechu widocznym się staję, że głównie miejsce zajmuje orientowanie całego świata według własnego interesu. Czyż zatem nic-nieróbstwo jest lepsze? Wydawałoby się prostsze. Masz upaść, to usiądź, możesz zgrzeszyć to lepiej nie rób nic, ale… takie pasywnie życie to przecież też forma egocentryzmu.

W Starym Przymierzu dla Żydów było jasne, to Bóg jest początkiem całego świata i to On pozwala całemu światu żyć w harmonii. Sprawiedliwość rozpoczyna się od powyżej prawdy, czyli pierwszeństwa Boga ponad wszystko, bo tak przecież rzeczywiście jest. Bycie w harmonii uświadamia człowiekowi potrzebę bycia w relacji. Domaga się szerszego spojrzenia na cała rzeczywistość, a nie tylko na jej wycinek. W końcu to tylko Bóg jest pełnią dla człowieka i świata. My byśmy czasem chcieli wyrwać chwasta, myśląc, że tylko szkodzi… ale czy wszystko wiemy? Choć niewątpliwie wzrastać pomiędzy „chwastami” nie jest łatwo. Naprawdę można się zniechęcić, jednakże wtedy to sam Duch Święty prowadzi dzieło życia, obyśmy się nigdy nie zamykali…

Dlatego dla chrześcijanina, w jego egzystencjalnym sensie, nie potrzebne są powierzchowne hasła. One czasem nic nie zmieniają, a tym bardziej mogą pogłębić dramat bezradności. To siła i wszechmoc Boga są najlepszym optymizmem, bo to dzięki Niemu i dla Niego żyjemy… I to On naprawdę Siebie nam daje, aby ciągle iść i wzrastać… niezależnie od tego czy ktoś/coś nam przeszkadza…

Ambaras czyli dalej o chceniu (Rdz 17,1.9-10.15-22; Mt 8,1-4)

Czy życie jest rzeczywiście takie trudne? A może to tylko człowiek posiada niesamowitą zdolność komplikowania wszystkiego, co możliwe?

Bóg chce zawsze… dobra człowieka. Widać to w dzisiejszych czytaniach. Bowiem to On chce błogosławić Abrahamowi i obdarzyć go upragnionym potomstwem. To także On chce uzdrowić i oczyścić trędowatego. To dzisiejsi bohaterowie (Abraham i trędowaty) są „opornikami” Bożego chcenia. Dziwne, bo wydaje się, że to właśnie oni są największymi beneficjentami łaski Bożej. A jednak to oni wyrażają swoje zwątpienie tak, jakby wcale nie chcieli doświadczyć dobra. „Bo w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz”. Bóg chce, oby tylko człowiek chciał przynajmniej przyjąć dobro, które Bóg nieustannie mu ofiaruje. Nic więcej.

Kochać jest początkiem chcenia (J 21,15-19)

W jednej z końcowych scen ekranizacji z 1951 roku powieści Henryka Sienkiewicza Quo vadis jest taka bardzo ciekawa scena. Tuż po wybuchu ostrych prześladować chrześcijan w Rzymie, uczniowie po kryjomu wyprowadzają św. Piotra z miasta. Widać jak Piotr, już w podeszłym wieku, męczy się pośpiechem i wchodzeniem pod górkę. Nagle po drodze spotyka Jezusa udającego się w przeciwnym kierunku, to właśnie wtedy pojawia się tytułowe pytanie Quo vadis, Domine? (dokąd idziesz Panie?). Wtedy Jezus mówi mu, że idzie umrzeć z tymi co umierają za Niego. Następnie Piotr wzdycha ciężko i mówi:
– Ech… Jezu, Ty nie wiesz co to znaczy być starym.
Następnie odwraca się i idzie do Wiecznego Miasta.

Piotr w swoim życiu doświadczał wielu skrajnych sytuacji: grzech, miłosierdzie, powołanie, cuda, zdrada, a i później był pomiędzy Żydami i poganami. Zawsze pomiędzy, zawsze w sytuacjach patowych… Jednakże… nigdy się nie zniechęcił, nawet wtedy, gdy sam zawalił, bo towarzysząc Jezusowi zrozumiał, że sens Ewangelii zawiera się w ciągłym patrzeniu do przodu. Dlatego postawa Piotra charakteryzuje się ciągłym „chceniem”.

Niestety dzisiaj, często, niezależnie od wieku, chrześcijanie czy to dziesięcio, piętnasto, dwudziesto, trzydziesto, czterdziesto czy pięćdziesięcio –letni charakteryzują się postawą permanentnego zmęczenia. Jakby się im nic nie chciało. Jakby nie wierzyli, że wiara rzeczywiście ożywia i nadaje głęboki sens naszemu życiu.

Apostołowie Piotr i Paweł byli obecni w różnych środowiskach i wszystkim z zapałem głosili Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie. Toteż są oni ikoną Kościoła, który żyje i celebruje życie… Piotr i Paweł są fundamentem Kościoła nie ze względu na swój status społeczny albo że rzekomo są nieomylni, ale dlatego, iż nigdy się nie zniechęcali, pomimo wszystko żyli nadzieją..

W potrójnym pytaniu Jezusa o miłość do Niego Piotr już wie, że ciągle, codziennie musi odnawiać swoją miłość do Zbawiciela, bo kochać jest początkiem chcenia… niezależnie od zmęczenia czy trudności.

Nigdy nie jest za późno (Rdz 12,1-9)

Gdy człowiek mając dwadzieścia, trzydzieści, a czasem nawet czterdzieści lat zaczyna życie na nowo, to nie dziwi. Bo przecież naturalnym jest, że zwłaszcza „młody” chce rozpocząć przygodę zdobywania świata. Tworzenia samodzielnie wypracowanej przestrzeni z której będzie dumny. Ale… czy wiek siedemdziesięciu pięciu lat to dobry moment na rozpoczęcie życia na nowo?

Abraham w momencie powołania przez Boga mógłby usprawiedliwiać się, mówiąc, że to już za późno, a jednak tego nie robi. A nawet bez zwlekania idzie w drogę… Tym samym staje się dowodem, że Bóg nigdy nie zawodzi. I choć w kolejnych wydarzeniach nie jest mu łato, to jednak wie… że nigdy, przenigdy nie jest za późno, żeby zaufać bezgranicznie Bogu.

Paradoks wiary (Dz 1-26)

Czasem wydaje się, że paradoksy istnieją tylko w teorii. Bo przecież czyż mogą istnieć jednocześnie skrajne rzeczywistości? Czyż mowa o paradoksach to tylko zabieg retoryczny w którym abstrakcyjnie uwypukla się przeciwstawne kwestie?

Jednak wczorajsze i dzisiejsze pierwsze czytanie opowiadają nam historię w którym paradoks wysuwa się na pierwszy plan, bowiem w kiedy Piotr spotyka chromego, który prosi go o jałmużnę, ten nie mając nic, daje mu wszystko. Apostoł nie ma pieniędzy, ale za to w imię Jezusa uzdrawia kalekę od urodzenia, a następnie wszystkim zgromadzonym głosi Dobrą Nowinę o Jezusie-Zmartwychwstałym w którym jest zbawienie i przez którego jesteśmy usynowieni stając się rzeczywiście „dziećmi Boga”.

Sytuacja ta pokazuje, że wiara przekracza uprzedzenia. Niekiedy człowiekowi wydaje się, że musi posiadać choć odrobinę, aby mieć minimalną gwarancję swojego bytu i racji istnienia. Jednakże często owa drobinka własności sprawia, że człowiek traci szeroką perspektywę życia. Skupia się tylko na tym, czego jest pewien i czego trzyma się kurczowo. Piotr doświadczając głębi relacji z Chrystusem wie, że to Bóg jest fundamentem jego działania, dlatego nie boi się swoich ograniczeń, i z całym impetem szafuje mocą Boga, któremu zaufał bezgranicznie. W zachowaniu Piotra widać, że doświadczając braków i niepewności codziennej drogi zrozumiał, iż musi być otwarty na prowadzenie Opatrzności Bożej.

W wierze nie ma żadnych przeciwstawieństw. Treść chrześcijańskiej wiary jest spójna, bowiem przekazuje, że Bóg jest konsekwentny i zawsze pragnie zbawić człowieka. W Jezusie Chrystusie widzimy dokonaną historię zbawienia. Jednakże w codziennym zastosowaniu wiary można dopatrzyć się optymistycznego paradoksu. Bowiem mówiąc innym o wierze, często, udaje się otworzyć to, co wydawało się zamknięte, przełamać to, co wydawało się betonem, uwrażliwić na głos Boga tych, którzy wydawali się nieczuli… Oto paradoks wiary…

Czy warto kotłować się niepotrzebnie? (Łk 24,13-35)

Po pojmaniu Jezusa, Jego męce i śmierci na krzyżu sytuacja Jego uczniów nie była prosta. Można przypuszczać, że te doświadczenia przeżywali bardzo mocno, we wszystkim wymiarach ich bycia. Brutalna utrata bliskiej im Osoby. Być może zawód spowodowany niespełnieniem oczekiwań wobec Mesjasza, ale także zwyczajny strach, że ktoś również i ich może skrzywdzić. Przecież nawet Piotr, który „grał” odważnego – ostatecznie uciekł. Wszystko to mogło sprawiać, iż uczniowie mieli prawo być skołowani w myślach, emocjach, psychice, duchu, ciele…

Dlatego wydarzenie, które rozegrało się w drodze do Emaus może zastanawiać. Nie było nic dziwnego w tym, iż dyskutowali nad tym wszystkim co się stało. Przecież nie było im to obce, bowiem męka i krzyż Jezusa mocno zachwiały całe ich życie. Jednakże dlaczego uczniowie nie zauważyli, że przyłączył się do rozmowy jakiś wędrowiec? Dlaczego tak otwarcie z nim rozmawiali? Czyżby zatracili instynkt samozachowawczy? Przecież mógł to być ktoś specjalnie podstawiony. A może… cała ta sytuacja, po prostu, ich przerastała. Może byli tak skrajnie wycieńczeni psychicznie, iż było im już wszystko jedno co się z nimi stanie…

Rzeczywiście życie potrafi nas często skotłować. Kiedy piętrzą się różne sprawy, te prozaiczne, te egzystencjalne i te duchowe, łatwo zagubić jasność umysłu i trzeźwość sytuacji. Choć ciekawszym się wydaje druga część dzisiejszej perykopy ewangelicznej. Gdy uczniowie wchodzą w dialog z Jezusem, i kiedy On wyjaśnia im Pisma, tzn. kiedy tłumaczy przygotowaną przez Boga historię zbawienia, stopniowo cała ich burza wewnętrzna zaczyna się uciszać. Towarzystwo Jezusa, Jego słowa oraz „dzielenie chleba” sprawiają, iż nareszcie rozpoznają Go i zauważają Jego obecność w swoim życiu. W tym momencie następuje w nich głęboka przemiana, stają się odważni i stanowczy. Od razu decydują się wrócić do Jeruzalem, aby odpowiedzieć co się wydarzyło.

Czyż zatem… w „burzy życia” zamiast kotłować się niepotrzebnie, roztkliwiać się w zniechęceniu, nie lepiej jest szukać dialogu z Jezusem-Zmartwychwstałym? Przecież to Jego zbawcze Słowa nadają jasność drogi-celu oraz wyznaczają horyzont życia…

Piękna, piękniejsza, najpiękniejsza… wiara (Dz 2,36-41)

Piękna, piękniejsza, najpiękniejsza – to jedno określenie, ale w różnych stopniach. Już samo nazwanie czegoś albo kogoś pięknym jest niecodziennym. Drugi stopień tego przymiotnika podkreśla wyjątkowość piękna, a trzeci ukazuje ekstremalną granicę, tzn. że już po prostu bardziej nie można – sama kwintesencja piękna.

W mowie Piotra do Żydów, którą mamy dzisiaj w pierwszym czytaniu, odnaleźć można także formę stopniowania… i to w dodatku w trybie rozkazującym. Apostoł w swoich słowach ukazuje stopnie wiary.

Pierwszy stopień to… wiedzieć o Jezusie Chrystusie. Piotr przemawiając do „domu Izraela”, oprócz wypominania im, że zabili Mesjasza, nade wszystko uświadamia słuchaczy, iż Jezus Chrystus rzeczywiście zmartwychwstał. Dzięki opowiadanej historii ludzie nabierają świadomości, że Jezus jest Bogiem. Wiedza ta porusza ich sumienia.

W konsekwencji Piotr zaprasza ich do nawrócenia – do wyboru Jezusa Chrystusa jako Mesjasza i Pana, Decyzja ta prowadzi do całkowitego i osobistego zaangażowania oraz do zmiany pryncypiów życiowych.

Jednakże najwyższym stopniem jest przyjęcie chrztu i otrzymanie w darze Ducha Świętego. Zjednoczenie się z Bogiem to szczyt życia. Nie może już być nic więcej ani bardziej. Zanurzenie w Trójcę Świętą przez chrzest owocuje nieustannym trwaniem w pełni, byciem w Duchu Chrystusa, życiem w Duchu Świętym – wiara jako Nowe Życie.

Czasem wydaje się, że życie chrześcijańskie opiera się na znajomości katechizmu czy innych prawd. Niewątpliwie, jest to już coś. Nawet może… i coś z wiary. Jednakże czysta wiedza to tylko powierzchowny kontakt z przestrzenią piękna. Nie skupiajmy się na minimalizmie wiary! Nie zatrzymujmy się tylko na wysiłku nawrócenia się do Boga! Podążajmy do najpiękniejszej rzeczywistości, do jakiej mamy dostęp – do wiary zanurzającej nas w miłość Boga samego.

Alleluja i do przodu! (Mt 28,8-15)

W dzisiejszej Ewangelii pojawiają się dwie grupy przelęknionych osób. Każda z postaci ma swoje powody do strachu. Wobec doświadczanych trudności każda z nich wie, że sama sobie nie poradzi, dlatego szuka wsparcia, ale… jakże różni są „powiernicy” choć „problem” wydaje się być ten sam – zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa – a w konsekwencji różne są rozwiązania.

Zacznijmy od drugiej grupy. Są to żołnierze, którzy pilnowali grobu. Pewnie nie rozumieli tego, co się stało, ale nie chcieli zaakceptować, że Jezus rzeczywiście zmartwychwstał. Woleli dogadać się z arcykapłanami, aby zatuszować niewygodny temat. Dodatkowo dostali pieniądze, lecz od tej pory logika ich przyszłości to „zamiatanie spraw pod dywan” i ucieczka od siebie samych.

Natomiast pierwsza grupa to kobiety, które w porównaniu do żołnierzy miały większe prawo, aby się bać. Bowiem to żołnierze-mężczyźni, jakby z założenia, by dobrze wykonywać swoje zadania musieli być nieugięci. Jednakże w tej sytuacji jest zupełnie inaczej. Wprawdzie kobietą, które przyszły do grobu, towarzyszył lęk, ale również ukryta radość, bo jak wszystko wskazywało Pan wypełnił to, co zapowiedział. One w pełni zaakceptowały oczekiwane zmartwychwstanie. I kiedy między nimi pojawia się Rabbi, pierwsze co robią to tulą się do jego stóp. Obejmują Jezusa, bo już wcześniej będąc świadkami jego działalności, są przekonane, że on nie zawodzi. Wobec lęku teraźniejszości i pytań co dalej, wiedzą, iż Jego bliskość i zjednoczenie z Nim są jedyną szansą na życie. Dalej Jezus wysyła ich w drogę, aby wszystkim, a zwłaszcza tym przelęknionym głosiły, że On jest Panem życia.

W Zmartwychwstałym ukazane jest, że Bóg jest konsekwentny, zawsze jest Bogiem dającym życie, że nic ani nikt nie jest w stanie przeszkodzić, aby otrzymać od Niego dar Nowego Życia. Może zatem… wobec codziennych trudności, lęków i problemów nie warto uciekać od odpowiedzialności i „zamiatać sprawy pod dywan”, bo wtedy cała przyszłość będzie naznaczona takim sposobem postępowania. Może lepiej… wtedy kiedy paraliżuje strach, przytulić się do Jezusa… i iść wspólnie z Nim, z podniesioną głową, i „stawiać czoła” wszystkiemu co trudne. Iść do przodu, trwać w Jego logice życia, nie zniechęcać się.

Alleluja i do przodu!

Powitanie

Pokój i dobro!

Wprawdzie strona teoretycznie istnieje już od dwóch lat, ale dopiero teraz powoli biorę się za jej uporządkowanie.
Znaleźć tu będzie można moje refleksje teologiczne, zarówno te formalne, jak i te zupełnie swobodne.
Zapraszam do przeglądania.

z pozdrowieniami
Łukasz Samiec OFMConv